Babcia pracowała tylko w jednej branży. Była pielęgniarką. To trudna i wymagająca praca. Często niedoceniana. Dzisiaj więcej się o tym mówi, ale kiedyś kto tam myślał o znaczeniu personelu pomocniczego w szpitalach czy przychodniach…
Przypomnę, że Babcia urodziła się w 1913 r. Uczęszczała do Szkoły Powszechnej im. Promyka w Nowej Wilejce. Gdzie uczyła się po szkole powszechnej? Kiedy skończyła naukę? Trudno powiedzieć, ale zachował się ciekawy dokument.
Zaświadczenie z odbytej praktyki uczenicy „Kurs Pielęgnowania i Wychowania Dzieci” w Wilnie 1934/5
Dokument jest niestety w złym stanie, poniżej pokazuję dwie strony.
Zaświadczenie ma formę książeczki. Ta babcina ma nr 2, o czym informuje wpis na pierwszej stronie. Nazwisko i imię słuchaczki: Wierzinkiewicz Jadwiga. Kurs był roczny, zaś praktyki odbywały się w klinice chorób dziecięcych Uniwersytetu Stefana Batorego na Antokolu, w Szpitalu dla dzieci, na oddziale wewnętrznym i chirurgicznym, w Ambulatorium Kliniki Ocznej USB, Żłobku im. Maryi, szkole i żłobku.
Nie wiemy, gdzie pracowała przed wojną, pewnie nie za wiele, niedługo wyszła za mąż za Kazimierza i zajęła się domem. Wiemy, że nie pracowała w czasie rosyjskiej okupacji Wilna, pracę w Szpitalu Kolejowym zaczęła „za Niemca”, czyli od połowy 1941 r. Opowiadała jak ratowali Polaków. Otóż po śmierci niemieckiego żołnierza w jego miejsce „podkładali” naszego partyzanta i mogli go leczyć jako Niemca. Do czasu aż jeden z nich w gorączce zaczął krzyczeć po polsku. Odpowiedzialność za to wziął na siebie lekarz i on poniósł konsekwencje…
Po wypędzeniu z Wilna Babcia trafiała do Bartoszyc i tam zaczęła pracę w Domu Dziecka jako pielęgniarka. Gdzieś około 1947 czy 1948 r. Babcia nadzorowała kuchnię. Pewnego dnia z powodu źle przygotowanego przez kucharkę pokarmu dzieci dostały mocnej biegunki. Babcia spędziła za to rok w więzieniu. W tym czasie moim Tatą opiekowała się Mazurka, autochtonka z Bartoszyc. I jak Babcia wróciła do domu to opiekunka nie chciała wcale zostawić mojego ojca (i jego ojca też).
Potem aż do emerytury Babcia pracowała w Szpitalu Powiatowym w Bartoszycach przy ul. Witosa. Doskonale pamiętam ten budynek. Piękny, wielki maltański szpital. Obecnie niestety ruina, wygląda jak z horroru. Ale kiedyś tętnił życiem.
Babcia pracowała tam na oddziale dziecięcym, chirurgicznym, po 1956 r. pracowała w szpitalnej aptece. Ciocia Iwona, córka Babci, jako malutka dziewczynka bawiła się na zwojach ligniny. Przed emeryturą Babcia pracowała na oddziale zakaźnym (tam pracowała najdłużej, ale nigdy nie zachorowała na żadną z chorób). Już po nabyciu praw emerytalnych na prośbę dyrektora pracowała jeszcze w kuchni mlecznej (zajmowała się przygotowaniem posiłków dla niemowlaków).
Ostatecznie na emeryturę przeszła w 1977 r. w wieku 64 lat.
Babcia miała jedną świetną umiejętność – robiła zastrzyki. Jako dziecko często chorowałem i dobrze pamiętam, że zastrzyki robione w domu, przez Babcię, jej zestawem medycznym aż tak bardzo nie bolały.
Z pierwszej połowy lat 50tych zachowało się kilka zdjęć z cyklu „przy pracy”. Zobaczcie sami.
Rok 1950
Rok 1951
Rok 1952
Rok 1953