W domowym archiwum zachował się jeden dość dziwny dokument. Historia kryminalna. Spisana piórem.
Zaczyna się dość ponuro, ale jeszcze niewinnie (pisownia oryginalna):
1904 roku 30 października według rossyjskiego kalendarza wieczór był pochmurny, ciemny i lał deszcz, na ulicach było błoto i miejscami wielkie kałuży wody. Tego dnia po obiedzie przyszedł do ś.p. Albina jego towarzysz (…).
Potem następuje opis posiłku, jaki spożyli. Wyszli. Aż tu nagle…
(…) na kroków dziesięć od Albina rozległy się dwa strzały, lecz z taką bystrością jeden po drugim musiały nastąpić, iż trudno było rozliczyć dwa, czy jeden bardzo silny. (…) Albin okropnie krzyknął: „Ach, zabili mnie, ratujcie”…
Dalej autor (który dotarł już po zajściu) opisuje agonię Albina, jego ból i cierpienie. Z opisu rany wynika, że był trafiony w brzuch i w bok, śmierć zatem musiała być bardzo bolesna. Na miejscu byli felczer, lekarz, komandor baterii, pułkownik Grycjerowicz czy Grygierowicz (?). Podjęli decyzję o przeniesieniu Albina do lazaretu.
Jak go przynieśli do lazaretu, doktor przewiązał wszystkie rany nowemi przewiązkami i zatkał watą, żeby krew nie szła.
Albin pamiętał także o testamencie. Jako prawnik nazwałbym to testamentem ustnym sporządzonym w związku z obawą rychłej śmierci. Albin tak rozporządził:
Rzeczy rozdać moim towarzyszom i tysiąc i kilkuset rubli darować długi towarzyszom i rozdać im a pozostałe rozdzielić równo pomiędzy pięciu siostrami.
Potem poprosił o pogrzeb z muzyką…
Jako ostatni przybył komandor dywizjonu i kazał spisać wszystko.
(…) na koniec uspokoił się my jego przeżegnali – i on cicho, cicho … skonał.
I jeszcze pytanie retoryczne autora:
Za jego dobrodziejstwa – jego zabili!?
Całość można przeczytać ze skanów.
Jednak w całym tym opisie brakuje nazwiska Albina. Wiemy tylko, że mundur miał szykowny i szynel, zatem był oficerem. Rzecz działa się gdzieś w Rosji, zatem służył w armii carskiej. Ale kto to był?
Wg rodzinnego podania to opis śmierci Albina Aszemberga. Ale czy to prawda? A może ktoś coś wie o tym Albinie?