Wyjazd do Wilna w końcu maja 2016 r. miał wyjaśnić kilka spraw. I muszę przyznać, że większość planów udało się zrealizować. Zarówno tych bardzo ważnych jak i mniej istotnych.
Do tej drugiej kategorii należało ustalenie, czy w domu przy Kampo zostało jeszcze coś po Wierzinkiewiczach. Może jakieś dokumenty? Zdjęcia? Pamiątki? Udało nam się wejść do domu (Tato nie chciał psuć sobie wspomnień i nie wszedł) i porozmawiać z nowymi właścicielami. Pan Malinowski był miły i powiedział nam, że wszystko co jeszcze zostało zebrał i odłożył w piwniczce. Serce zabiło mi mocniej.
Jakież było moje rozczarowanie, gdy okazało się, że tymi pozostałościami nie są metryki urodzin czy zdjęcia rodzinne, ale książki. I to wcale nie przedwojenne wydania, tylko popularna literatura z lat 70tych i 80tych. Niektórzy autorzy już dawno przebrzmiali… Jednak łapczywie rzuciłem się na ten stosik. Niestety, książki było wilgotne, częściowo pogryzione przez myszy, brudne, podeptane… Przejrzałem wszystkie w nadziei, że między kartkami znajdę coś ciekawego, może listy czy widokówki? Niestety.
W zasadzie jedyną książką, która nosiła ślad czego indywidualnego, był album „Cztery pory roku Kraków” z pięknymi fotografiami Henryka Hermanowicza” Wydawnictwa Literackiego.
Postanowiłem go zabrać z dwóch powodów.
Po pierwsze w albumie jest dedykacja napisana ręką Andrzeja Wierzinkiewicza, wspominanego już syna Mieczysława. Niestety, niezupełnie czytelna:
Na pamiątkę kochanej ……. Andrzej ……..
To pewnie pamiątka z jakiejś wycieczki do Polski. Nie można ustalić daty wydania, ale przeczytałem w sieci, że książka wyszła w 1978 r. Stan w jakim się znajduje, wskazuje na 50 lat wcześniej… Zastanawiam się także, czy to Andrzej Wierzinkiewicz jest autorem dedykacji? W 1978 r. miał 36 lat, ale pismo wygląda na mało wprawne. Może dlatego, że pisał po polsku? Dziś już będzie trudno to wyjaśnić.
Po drugie na początku maja, czyli w sumie trzy tygodnie wcześniej, byliśmy z Patrycją i Julką w Krakowie. I Kraków nadal tak piękny jak w czasach, gdy był w nim Andrzej Wierzinkiewicz.
Album wędruje na półkę z podobnymi pozycjami. A każdego zainteresowanego zapraszam do oglądania.