
Wpis ten będzie dotyczył kwestii niemal współczesnej, a mianowicie domu, w którym mieszkali Sienkiewiczowie w Bartoszycach do połowy lat 60tych. Przypomnę co o nim pamięta mój Tato, Henryk Sienkiewicz i jak wygląda on obecnie (zobacz zdjęcie tytułowe).
O tym, że moi dziadkowie, czyli Kazimierz i Jadwiga Sienkiewiczowie – oraz ich dzieci – mieszkali kiedyś przy ul. Limanowskiego w Bartoszycach wiedziałem od zawsze. I za każdym razem, gdy przechodziłem tą ulicą (w szkole średniej latem chodziłem tam czasami na basen albo na jakąś zbiórkę harcerską) myślałem – o, to było w tym domu. Tymczasem okazało się, że błądziłem. Dopiero jesienią 2022 r. mój ojciec pokazał mi, gdzie mieszkali „naprawdę”. Aż sam się zdziwiłem, że wcześniej o to nie zapytałem.
Z Nowej Wilejki do Bartoszyc
O przymusowej wręcz emigracji – kiedyś zwanej „repatriacją” dzisiaj już raczej (i trafniej) ekspatriacją, pisałem już w blogu jakiś czas temu, choćby tutaj >> W jej wyniku w styczniu 1946 r. Sienkiewiczowie trafili do Bartoszyc. Tato opowiada, że najpierw zamieszkali w domu przy ówczesnej ul. Lenina (obecnie Witosa), jednak brak na to dowodów. Natomiast w aktach osobowych dziadka pojawia się adres Kościuszki 13, ale jak długo tam mieszkał, nie sposób ustalić (zapewne krótko).
Niemniej Tato pamięta, że na Limanowskiego przeprowadzili się około 1949-1950 r. (hmm, miał wtedy 3-4 latka, cóż za pamięć!).
Blisko do pracy i szkoły
Dziadek w lipcu 1946 r. rozpoczął pracę w stacji pomp (czyli w wodociągach). Nie będę rozwodził się nad przebiegiem jego zatrudnienia, pisałem o tym obszernie tutaj >>.
Fot.: wieża wodociągów w Bartoszycach
Zalety zamieszkania na Limanowskiego były ogromne i niepodważalne. Po pierwsze dosłownie za płotem, kilkadziesiąt metrów obok znajdowały się bartoszyckie wodociągi, w których pracował Dziadek Kazimierz aż do śmierci w listopadzie 1966 r. (przez kilkanaście lat był ich kierownikiem). Po drugie równie blisko znajdował się zespół szkół (w dawnych koszarach niemieckich, zresztą to nadal są bardzo ładne budynki), opisany w książce Igora Neverlego „Archipelag ludzi odzyskanych” (obecnie już przebrzmiałej z uwagi na wstawki socrealistyczne). Tato pamięta, że chodził do Szkoły Ćwiczeń, która nazwę zawdzięczała liceum pedagogicznemu, którego uczniowie „praktykowali” właśnie w podstawówce, do której uczęszczał młody Henryk Sienkiewicz (takie połączenie szkoły podstawowej i pedagogicznej nie było wówczas rzadkością). Po trzecie zaś dom położony jest obok lasu, w ładnej okolicy, ma duże podwórko i zabudowania gospodarcze. Czegoż więcej potrzeba?
Wędrówki po piętrach
Budynek przy Limanowskiego to stojący na uboczu piętrowy dom z czterema mieszkaniami (plus jedno na strychu), podpiwniczony, z położonym centralnie wejściem i jedną klatką schodową. Po dwa mieszkania na parterze i piętrze (no i wspomniany strych). Wokół spore podwórko, ogródeczki oraz zabudowania gospodarcze (w Toruniu nazwano by to „szajerkiem”) czyli garaże czy chlewiki. W tych chlewikach dziadkowie hodowali m.in. kozy (mój Tato podobno „na kozim mleku wychowany”, jak mówiła Babcia Jadwiga), czasami też trzymali siano (wówczas młodzież chodziła tam spać latem). Na stryszku takiego garażu zaś Tato hodował kiedyś króliki i podczas karmienia spadł, łamiąc sobie rękę w łokciu (do dzisiaj nie może jej do końca wyprostować).
Fot.: zabudowania gospodarcze
Początkowo rodzina zamieszkała na parterze, ale już po roku trafiła na piętro. Tam mieszkanie było większe, z własną łazienką (na parterze łazienka była wspólna). Mieszkanie było spore, 4 pokoje i kuchnia, jakieś 80 m kw. Na dużą rodzinę to były warunki bardzo dobre (oprócz dziadków mieszkała tam przecież ciocia Małgorzata, Tato a od 1956 r. ciocia Iwona, zameldowany był też stryj Tadeusz). Jednak po ślubie z wujkiem Jerzym Filą ciocia Gosia wyprowadziła się do Gdańska, w mieszkaniu powstał „nadmetraż” a wraz z nim lokatorzy dokwaterowywani przez urząd.
Tato pamięta, że mieszkanie posiadało instalację gazową, używaną jedynie w kuchni. Przewody gazowe były jednak także w łazience, ale z powodu przykrych doświadczeń dziadka z gazem w czasie pracy (mocno się zatruł), wodę do mycia grzali w tzw. „kolumience” (czyli piecyku węglowym). Zdemontowane piecyki Junkersa leżały w piwnicy…
W domu tym mieszkały rodziny Biłko, Sielwońskich (kierownik wodociągów przed dziadkiem), Zielińskich, Skokowskich i Borowskich.
Sam budynek był poniemiecki (chociaż nie lubię tego określenia, ciekawe czy w Litwie mówią „popolski”). Tato opowiadał, że do zabawy demontowali niemieckie elementy trzymające przewody elektryczne przy ścianie. Po jakimś czasie kable zaczęły zwisać…. Innych niemieckich artefaktów już nie było (oczywiście poza samym budynkiem).
W 1956 r. rodzina kupiła telewizor marki ORION (to był produkt węgierski!). Antena na dachu (żeby ściągała nadajnik w Olsztynie), działa oczywiście przeciętnie. Jednak mecze podobno dawało się oglądać. Ja zaś pamiętam z domu już starsze modele: Beryl, Ametyst, Rubin. Takie kamienie szlachetne 🙂
Rodzina mieszkała w tym domu aż do śmierci dziadka w 1966 r. W tym czasie Tato był w wojsku i po powrocie zameldował się już na ul. Bohaterów Warszawy 14/5. Ale to już całkiem inna historia.
Wizyta po latach
W listopadzie 2022 r., przy okazji wizyty na bartoszyckim cmentarzu, odwiedziliśmy ul. Limanowskiego i wreszcie zobaczyłem, gdzie Tato dorastał. Weszliśmy do środka, do mieszkania na piętrze wówczas przez rodzinę zajmowanego. Odbyliśmy krótką, przyjemną rozmowę z aktualnymi lokatorami.